piątek, 29 października 2010

mamit w wielkim miescie cz II

piatek blady swit (ok 9 15)... musze jeszcze zajechac do pobliskiego centrum handlowego aby zahaczyc o bankomat... dobra, jeszcze tylko teraz koniecznie na stacje benzynowa - nauczona doswiadczeniem (!) a kontrolka miga juz tydzien. nie wiedziec czemu teraz mam mala schize na tym punkcie hehehhehe :)

podjezdzam na stacje, odkrecem kurek od baku i nagle slysze "ma pani moze gasnice?!!!!" po tym jak szukalam (bez sukcesu (!) trojkata w czasie przygody z brakiem benzyny, wiem ze mam i nawet wiem gdzie). niespieszne podchodze od strony pasazera do mojego cudnego autka i wyjmuje spod siedzenia gasnice. i wtedy zauwazylam powod dla ktorego ktos mnie o te gasnice prosil!! kolesiowi juz plomieniami palilo sie pod maska (maska byla podniesiona)!!!! podbieglam szybko i mu ja podalam!! a kolo do mnie "jak sie ja uzywa?!?!?!?!?!?!!!!" odpowiedzialam jedynie co wiedzialam "nie wiem!". odoeszlam pare krokow dalej. zreszta co za typ - to ja mam mu mowic jak sie gasnice obslugujue?!??! ghociaz na przyszlosc powinnam wiedziec... nigdy nie wiadomo... szczegolnie z moim szczesciem ostatnim :) ale jakos poradzil sobie i po chwili caly przod jego samochodu pokryty byl biala piana. nie wiem czy to podzialao bo w miedzy czasie jeden z pracownikow stacji podbiegl z wilka gasnica na kolkach. ale ja nie czekalam na rozwoj wypadkow. wsiadlam w samochod i odjechalam czym predzej. zrobilam dobry uczynek dajac gasnice. nic tam po mnie.

Po pracy udalo mi sie dojechac na oparach na stacje (inna) i zatankowac :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz