cieply wiosenno-letni wieczor... jest impreza jakas taka sympatyczna. pala sie lampiony. winko i browarek podkrecily humorki, slychac wiec smiech i rozmowy, a w tle mile dzwieki muzyki… moja rzeczywistość wymieszala sie z fikcja filmowa (widze mojego ukochanego wampirka Edwarda, ale w danym momencie jest najlepszym przyjacielem, a nie postacia z ekranu). nagle podchodzi do mnie Stefan***. kolega z pracy. rozmawaimy, flirtujemy, popijamy winko, smiejemy sie… dziwne, jest zupełnie inny niż w biurze… i nawet calkiem przystojny… (to akurat nie jest efekt alkoholu…) w pewnym momencie prosi mnie, abysmy wyszli na spacer – sceneria jak na jakiejs malej greckiej wyspie – cudownie jest! idziemy wolnym krokiem, rozmawiamy niespiesznie.. czuje jak przejezdza reka po moich plecach i nieśmiało mnie obejmuje… jest mi mega milo i przyjemnie… zatrzymujemy się, patrzy mi prosto w oczy (ma piekne ciemne oczy..!) po czym najzwyczajniej w swiecie mowi, ze mnie kocha, ze zrobi dla mnie wszystko, ze nigdy mnie nie skrzywdzi, ze nie musze się go bac i ze dla mnie zmini diete i już nie będzie zywic się krwia ludzi (!). zmienia sie nagle sceneria na cimna madrycka uliczke. w tym momencie pojawia się Edwart. odpycha mnie gwaltownie od Stefana. przyjmuje pozycje gotowa do ataku – chce mnie bronic. co sie kuzwa dzieje?!?!?!?!?!?rzucam mu pytające spojrzenie. „usłyszałem jego mysli, wlasnie chciał cie zaatakowac!!”.Stefan jest wampirem!!!!!!!!!!!!!!
no i sie obudzialm. i tyle po romansie – pomyslalam. sen nie powiem, calkiem niczego sobie. no i w koncu Pattison uratowal mi zycie..
***imie „Stefan” jest fikcyjne
Proponuję na przyszłość nie kłaść się spać z pełnym żołądkiem :P
OdpowiedzUsuń