wtorek, 30 listopada 2010

mamit w wielkim miescie - zima znowu zaskoczyla drogowcow

zima znowu zaskoczyla drogowcow - i niektorych kierowcow ... w tym mnie... hrrrr ;)

jako, ze zarzadca nieruchomosci jakos slabo dba o odpowiedni poziom soli/piachu na parkingu w miejscu gdzie pracuje... dzis na wlasnej skorze - oponach - odczulam co to znaczy nie tyle sie slizgac, co slizgac sie na letnich wlasnie oponach :) heheheheh :) no nic, dumna z tego doswiadczenie jakos specjalnie nie jestem... :) ale znam takich co nigdy na zimowki opon nie zmianiaja - ja mam jedynie mala opsowke w czasie :)

jeszcze jeden makament jest taki, ze mam letni plyn do wycieraczek... no i niestety zamarzl... mam tylko nadzieje, ze jakos szybko dojdzie do tych zera stopni co bym mogla dolac zimowego :) troche sie slabo jezdzi z brudnymi szybami... ehehehhe :)

cale szczescie, ze snieg nie pada jeszcze w jakis gigantycznych ilosciach wiec i odsniezac jakos specjalnie samochodu nie trzeba :)

piątek, 26 listopada 2010

C.O.P.E.N.H.A.G.E.N.

z czym kojarzy mi sie od teraz kopenhaga?? na bank nie z syrenka. ktorej zreszta nie bylo bo wywieziono ja na expo do szanghaju chyba. wiec na miejscu gdzie zwykle przesiaduje syrenka bylo wielke NIC - ale zdjecie dzieki pomyslowosci z syrenka w kopanhadze jest! :)


 

gwiazda kopenhagi - syrenka (widziana jedynie na pocztowkach. ten model zostal oficjalnie uznany przez nas za najbardziej kiczowaty :) )

 no ale wracajac do glownego watku - kopenhaga to stolica rowerow!!! w kopenhadze, jak i pewnie w calej danii, rowery najzwyczajniej w swiecie rzadza!!!!! i to bez przesady. zimno, pada deszcz - srodek jesieni w koncu - a ludzie popylaja na rowerkach. i to w garniturkach, laski w szpilkach, z kapeluszami na lbach... niesamowite. a co najciekawsze po zmroku jest dokladnie to samo. moze i ruch samochodowy robi sie mniejszy - ale rowerowy naprweno nie!!!! i cala ta fenomenalna imfrastruktura!! dworce, pociagi, ulice - wszystko przystosowane jest dla rowerow i zrobione pod rowery. niesamowite!!!

sektor dla rowerow na stacji kolejowej...

...gdzie zatrzymuje sie wagon przeznaczony na rowery!

hit - sciezki rowerowe na ulicach, sa nawet zaznaczone poszczegulne pasy do skrecania!

a to cos czego na poczatku nie moglam pojac - specjalne tory dla rowerow na skrzyzowaniach aby nikomu nic sie nie pomylilo i aby samochody uwazaly na rowery!!!


rowery stoja wszedzie i sa wszelobarwne i ksztaltne.








a to chyba moje ulubione miejsce w kopenhadze:





niestety, skandynawowie :) lubuja sie w tandecie. Albo przynajmniej maja wrodzony sentyment do brzydactw. i tak najwiekszy park rozrywki, z traaaaadycjami jest po prostu... TANDETNY!!! 

<><><><><><><><><><>
<> 
a to moj osobisty hicior - pomieszanie swiat bozego narodzenia i walentynek. zabraklo jednak w moim odczuciu jakis latajacych czarownic i kosciotrupow i wszystko byloby w 1!!
chinczyk generalnie jest wszedzie :) i biznes tez robi wszedzie :)



nasz wyprawowy team :) w najbardziej freakowym miejscu jakie kiedykolwiek widzialam...


ale jest jeszcze cos czego nie uwiecznilam niestety na zdjeciach. dunczycy, jak na potomkow wikingow przystalo, sa fenomenalnie pieknie i nieprzyzwoicie przystojni...!!!! glowa latala mi w kazda strone!! ahhh... co to byla uczta dla oczek...! :)


poniedziałek, 1 listopada 2010

o tym, jak uratowal mnie Pattison

cieply wiosenno-letni wieczor... jest impreza jakas taka sympatyczna. pala sie lampiony. winko i browarek podkrecily humorki, slychac wiec smiech i rozmowy, a w tle mile dzwieki muzyki… moja rzeczywistość wymieszala sie z fikcja filmowa (widze mojego ukochanego wampirka Edwarda, ale w danym momencie jest najlepszym przyjacielem, a nie postacia z ekranu). nagle podchodzi do mnie Stefan***. kolega z pracy. rozmawaimy, flirtujemy, popijamy winko, smiejemy sie… dziwne, jest zupełnie inny niż w biurze… i nawet calkiem przystojny… (to akurat nie jest efekt alkoholu…) w pewnym momencie prosi mnie, abysmy wyszli na spacer – sceneria jak na jakiejs malej greckiej wyspie – cudownie jest! idziemy wolnym krokiem, rozmawiamy niespiesznie.. czuje jak przejezdza reka po moich plecach i nieśmiało mnie obejmuje… jest mi mega milo i przyjemnie… zatrzymujemy się, patrzy mi prosto w oczy (ma piekne ciemne oczy..!) po czym najzwyczajniej w swiecie mowi, ze mnie kocha, ze zrobi dla mnie wszystko, ze nigdy mnie nie skrzywdzi, ze nie musze się go bac i ze dla mnie zmini diete i już nie będzie zywic się krwia ludzi (!). zmienia sie nagle sceneria na cimna madrycka uliczke. w tym momencie pojawia się Edwart. odpycha mnie gwaltownie od Stefana. przyjmuje pozycje gotowa do ataku – chce mnie bronic. co sie kuzwa dzieje?!?!?!?!?!?rzucam mu pytające spojrzenie. „usłyszałem jego mysli, wlasnie chciał cie zaatakowac!!”.Stefan jest wampirem!!!!!!!!!!!!!!

no i sie obudzialm. i tyle po romansie – pomyslalam. sen nie powiem, calkiem niczego sobie. no i w koncu Pattison uratowal mi zycie..

***imie „Stefan” jest fikcyjne